Czy Liam dostał kamień księżycowy na końcu poprzedniej opowieści?
- [[tak->tak]]
- [[nie->nie]].Są takie miejsca na świecie, w które chodzi się wyłącznie w jednym z dwóch celów: żeby rozpocząć życie lub je zakończyć. Jedno z takich miejsc pamięta przejście kogoś, kto nie przyszedł ani po jedno, ani po drugie. Ten ktoś kroczył powoli ze wzrokiem utkwionym w horyzoncie, a z odcisków jego stóp unosiła się iskrząca mgła, zimna jak kosmiczna próżnia i równie zachłanna.
Mieszkańcy tego miejsca obserwowali przejście z ciekawością, a gdy zgarbiona postać zniknęła w gęstwinie chroniącej ich dom, odetchnęli cicho, pełni rozczarowania. Spróbowali podnieść białe ślady z ziemi, lecz wszystkie rozsypywały się jak drobna sól. Zanim zrozumieli, że nie zdołają pozyskać bieli dla siebie, został tylko jeden odcisk stopy. Ten zostawili, by przypominał im konsekwencje pochopnego działania, którego się dopuścili. Chcieli uniknąć podobnych strat w przyszłości. Co noc gromadzili się nad lśniącym śladem, by obserwować powolne ruchy unoszącej się z niego mgły. Z niepokojem skrywanym głęboko w trzewiach wyczekiwali pierwszych oznak zanikania tego, co wypełniało ich dom nieznanym wcześniej zapachem soli i bursztynu. Przez stulecia patrzyli w okno wychodzące na świat, o istnieniu którego dotąd nie mieli pojęcia, aż w tym świecie pojawił się [[ktoś nowy->nowy 2]].Są takie miejsca na świecie, w które chodzi się wyłącznie w jednym z dwóch celów: żeby rozpocząć życie lub je zakończyć. Jedno z takich miejsc pamięta przejście kogoś, kto nie przyszedł ani po jedno, ani po drugie. Ten ktoś kroczył powoli ze wzrokiem utkwionym w horyzoncie, a z odcisków jego stóp unosiła się iskrząca mgła, zimna jak kosmiczna próżnia i równie zachłanna.
Mieszkańcy tego miejsca obserwowali przejście z ciekawością, a gdy zgarbiona postać zniknęła w gęstwinie chroniącej ich dom, odetchnęli cicho, pełni rozczarowania. Spróbowali podnieść białe ślady z ziemi, lecz wszystkie rozsypywały się jak drobna sól. Zanim zrozumieli, że nie zdołają pozyskać bieli dla siebie, został tylko jeden odcisk stopy. Ten zostawili, by przypominał im konsekwencje pochopnego działania, którego się dopuścili. Chcieli uniknąć podobnych strat w przyszłości. Co noc gromadzili się nad lśniącym śladem, by obserwować powolne ruchy unoszącej się z niego mgły. Z niepokojem skrywanym głęboko w trzewiach wyczekiwali pierwszych oznak zanikania tego, co wypełniało ich dom nieznanym wcześniej zapachem soli i bursztynu. Przez stulecia patrzyli w okno wychodzące na świat, o istnieniu którego dotąd nie mieli pojęcia, aż w tym świecie pojawił się [[ktoś nowy->nowy]].Liam otworzył oczy na ciemnej polanie. Nad sobą widział niebo usiane gwiazdami i księżyc w pełni, choć z tego, co pamiętał, białej tarczy tam nie było, kiedy ostatni raz spoglądał w górę.
Wokół rozlegały się niespokojne szepty w języku, którego nie rozumiał. Rozejrzawszy się, zobaczył wyłącznie nieprzeniknioną ciemność. Głosy dochodziły zewsząd, a jemu zjeżyły się włosy na karku, a gęsia skórka pokryła odsłonięte ramiona. Koszula, cała w strzępach, wisiała na nim, podobna do wyschniętych wodorostów osiadłych na bladym kamieniu w kształcie człowieka.
[[Spytaj, kto jest z tobą na polanie->kto]]- Nikt – odparły głosy cichym chórem. Prawie im uwierzył. Brzmiały jak szum wiatru wśród drzew.
Wiatr nie mówi, ale Liam widział już dość, by pozwolić sobie na odrobinę wiary. Chrząknął, bo usta i gardło miał suche, po czym rzekł:
- Szukam Maeve. Czarnowłosej kobiety o bladej twarzy. Widziałem ją tutaj.
- Zjawiła się tu dawno temu – odparł szumiący chór.
- Jak dawno temu?
- Dwa wschody i zachody księżyca – wyszeptały głosy. – I jedno spopielone serce.
- To nie jest miara czasu – zauważył, siadając mimo sztywności w kończynach.
- Ból ma własne prawa i własne miary. Ruszaj, człowieku. Z każdym oddechem zbliżasz się do czarnowłosej kobiety.
Liamowi nie w smak było wkraczać w ciemność tak głęboką, że zdającą się pochłaniać dźwięki. Oświadczył więc:
- Bez światła zgubię drogę. Lepiej będzie, jeśli zostanę tu na noc.
Wtedy na polanie coś zalśniło, z prędkością błyskawicy przeleciało nad jego głową i zatrzymało się daleko przed nim, między drzewami. W pierwszej chwili uznał, że to błędny ognik, jednak poświata była mocna i ciepła, a im dłużej patrzył, tym wyraźniej widział rosnące światło, niczym wschód słońca w niewłaściwym miejscu.
[[Ruszył w stronę światła->światło]]
[[Ruszył w przeciwnym kierunku->ciemność]]Liam zszedł z polany. Między drzewami panowało przyjemne ciepło. Kierował się, jak miał nadzieję, prosto na źródło światła, jednak im głębiej zapuszczał się w las, tym większy niepokój go ogarniał. Słyszał ciche trzaskanie, czuł niewyraźny zapach dymu, a ciepło szybko zmieniło się w nieustępliwe gorąco. Między drzewami leniwie płynęły iskry. Kilka sparzyło odsłoniętą skórę rybaka.
[[Idź dalej->idź dalej]]
[[Wróć na polanę->wróć]]Ta decyzja, Czytelniku, ma poważne konsekwencje dla opowieści. Liam nie spojrzał, w którą stronę ułożony jest lśniący ślad stopy. Osoba, która zostawiła ten odcisk, szła w kierunku wskazanym przez światło. Liam, idąc w przeciwną stronę, oddala się od swojego celu. Jego życzenie znalezienia Maeve nie zostanie spełnione, a on podzieli los Morskiego Króla. Lepiej [[zawróć z tej ścieżki->światło]] Mijał kolejne drzewa skrzypiące od upału, wzdrygał się od ukąszeń iskier, a jednak ogień pozostawał poza zasięgiem jego wzroku. Nigdzie nie dostrzegł też spalonych lub osmalonych roślin, choć rozsądek podpowiadał, że już dawno on sam powinien zostać spopielony.
[[Idź dalej->idź dalej 2]]Liam odwrócił się, lecz tam, skąd przyszedł, również płonął ogień. Jeszcze nie dość blisko, by mężczyzna widział płomienie, jednak z całą oczywistością trzasków palonego drewna, gryzących kłębów dymu oraz zapierającego dech gorąca.
Z każdą sekundą pożar huczał głośniej. Liam odwrócił się na pięcie i ruszył tam, dokąd zmierzał, schodząc z polany.
[[Idź dalej->idź dalej]]Nagle żar został z tyłu, a Liam stanął na skraju lasu. Przed nim rozpościerały się złote pola pszenicy, słońce wisiało wysoko. Noc zniknęła między drzewami. Gdy rybak spojrzał przez ramię, zobaczył mrok cofający się jak fala przyboju. Odetchnął z ulgą.
Wtedy znów usłyszał głosy. Mimo letniego ciepła gęsia skórka pokryła jego ramiona. Rozejrzał się, gotów spojrzeć w oczy istotom, które otaczały go na czarnej polanie, lecz zamiast zmor i upiorów zobaczył grupę ludzi idących wężykiem krawędzią miedzy. Czarnowłosa kobieta prowadziła, za nią szły inne – jasnowłose i rozgadane. Niosły kosze pełne jedzenia i polnych kwiatów. Za nimi podążali mężczyźni dźwigający gliniane dzbany wypełnione po same brzegi, kroczący żwawo, aż płyn ochlapywał im dłonie.
Liam nie rozpoznał noszonych przez nich strojów: białych koszul i kolorowych spódnic oraz workowatych spodni. Wyglądały odświętnie, choć obco.
Nieznajomi dostrzegli rybaka i zwolnili, a uśmiechy spełzły z ich twarzy. Kobieta idąca na czele wstrzymała pochód.
[[Przywitaj się->przywitaj się]]
[[Milcz->milcz]]Liam uniósł dłoń w geście powitania. Obcy spojrzeli po sobie niepewnie. Rozmowy ucichły, a zamiast nich wezbrała pełna napięcia cisza.
Czarnowłosa kobieta postąpiła kilka kroków w stronę lasu, jej jasne czoło przecięły zmarszczki napięcia.
- Kim jesteś? – spytała, obrzucając mężczyznę czujnym spojrzeniem. W ramionach trzymała lalkę zrobioną z kłosów zboża i na pierwszy rzut oka wyglądała niegroźnie, lecz do paska miała przytroczony długi nóż, a do nadgarstka przyczepiony czerwoną wstążką nożyk o obnażonym ostrzu. Przy każdym ruchu kobiety błyskał, przypominając tym Liamowi samotny refleks światła w jakimś okrutnym żarcie wydarty z powierzchni morza i rzucony w obcy świat, do którego zupełnie nie pasował.
- Kim jesteś? – powtórzyła kobieta, tym razem ostrzej.
[[Odpowiedz->odpowiedz]]
[[Milcz->milcz 2]]To nieuprzejme i może skończyć się źle. Lepiej [[przywitać się->przywitaj się]] z nieznajomymi, skoro i tak już zauważyli Liama.- Mam na imię Liam. Jestem rybakiem. Szukam kogoś.
Zadarła brodę, wyrzucając z siebie krótkie „hm” powątpiewania. Chwilę zastanawiała się nad tym, co robić dalej.
Liam czuł, że zakłócił coś ważnego. Może cofnąłby się w las, ale tam czekała noc pełna strachów, a tu słońce przyjemnie ogrzewało skórę i wyciskało z roślin zapach późnego lata.
- Skąd się tu wziąłeś? – spytała czarnowłosa nieznajoma, muskając wolną dłonią nożyk zwisający z nadgarstka. – Nie znam cię, jednak wyglądasz znajomo. Naprawdę jesteś rybakiem? Nie kupcem?
Pokręcił głową i odparł:
- To długa historia. Ale ostatnie, co zrobiłem, to wyszedłem z lasu. I stąd się tu wziąłem.
Kobieta ruszyła w jego stronę, marszcząc brwi.
[[Stój w miejscu->stój]]
[[Uciekaj->uciekaj]]Ton kobiety wskazuje na silne emocje. Lepiej [[odpowiedz->odpowiedz]].Liam zacisnął zęby i stłumił chęć ucieczki. Drżał z napięcia, gdy kobieta stanęła przed nim tak blisko, że mógłby jej dotknąć. Przeszywała go wzrokiem czarnych oczu. Dopiero teraz zauważył, że jej skóra wcale nie była blada, lecz pomalowana białą, średnio kryjącą farbą, która starła się już trochę na dłoniach i przy dekolcie. Niedbale umalowane uszy zdradzały, że nieznajoma ma ciemną karnację, pasującą do włosów i pewności, z jaką się poruszała.
- Co zrobiłeś? – syknęła.
- Wyszedłem z lasu – powtórzył z trudem, ponieważ z nerwów gardło miał ściśnięte i suche.
- Co zrobiłeś w lesie, głupcze.
- Ja… - Zamrugał, zbity z tropu. – Obudziłem się na polanie, w środku nocy. Rozmawiałem z kimś. Potem ruszyłem w drogę. Chyba przeszedłem przez pożar, choć nie jestem pewien, to było dziwne…
- Przez coś na pewno przeszedłeś – stwierdziła, wwiercając się wzrokiem w jego twarz. – Ale nie uwierzę, że ogień cię oszczędził.
- Oszczędził? – wybąkał Liam.
Kobieta sapnęła z niedowierzania i ruszyła skrajem lasu, dając znak czekającym na nią towarzyszom, by ruszyli w jej ślady.
- Chodź z nami – rzekła do Liama.
[[Idź z nimi->idź]]
[[Zostań tam, gdzie stoisz->zostań]]Liam chciał uciec, lecz nogi odmówiły mu posłuszeństwa. [[Stał jak wryty->stój]], kiedy kobieta zbliżała się do niego, szeleszcząc spódnicą.Liam z roztargnieniem potarł pierś i dopiero wtedy zorientował się, że koszulę ma całą, zapiętą jak należy, a rękawy podwinięte, nie wiszące w strzępach. Zdziwiony, spojrzał na swoje ubranie. Rozpoznał je, lecz jakoś z oddali – jakby oczami wyobraźni widział swoje rzeczy pozostawione w przeszłości.
Tymczasem nogi niosły go już za czarnowłosą nieznajomą. Mężczyźni wepchnęli go za ostatnią kobietę, a sami zamykali pochód. Już nie rozmawiali, zaś ich jasnowłose towarzyszki tylko szeptały do siebie, tak cicho, że same z trudem rozumiały siebie nawzajem.
Chwilę później wszyscy zatrzymali się przed dwoma rozłożystymi krzewami, bielą kwiatów ostro odcinającymi się od linii drzew. Pod ich gałęziami ciurkał strumyk wypływający z lasu wprost na pola. Woda przepływała przez rów i znikała między kłosami zboża.
Czarnowłosa obrzuciła spojrzeniem grupę i zatrzymała wzrok na Liamie.
- Ty. – Wskazała go ruchem głowy. – Idziesz za mną. Trzymaj mój pasek.
[[Idź z nią->idź 2]]Mimo że Liam chciał pójść w przeciwną stronę, nie potrafił zmusić nóg do posłuszeństwa. Z roztargnieniem potarł pierś i dopiero wtedy zorientował się, że koszulę ma całą, zapiętą jak należy, a rękawy podwinięte, nie wiszące w strzępach. Zdziwiony, spojrzał na swoje ubranie. Rozpoznał je, lecz jakoś z oddali – jakby oczami wyobraźni widział swoje rzeczy pozostawione w przeszłości.
Tymczasem nogi niosły go już za czarnowłosą nieznajomą. Mężczyźni wepchnęli go za ostatnią kobietę, a sami zamykali pochód. Już nie rozmawiali, a ich jasnowłose towarzyszki tylko szeptały do siebie, tak cicho, że same z trudem rozumiały siebie nawzajem.
Chwilę później wszyscy zatrzymali się przed dwoma rozłożystymi krzewami ostro odcinającymi się od linii drzew. Pod ich gałęziami ciurkał strumyk wypływający z lasu wprost na pola. Woda przepływała przez rów i znikała między kłosami zboża.
Czarnowłosa obrzuciła spojrzeniem grupę i zatrzymała wzrok na Liamie.
- Ty. – Wskazała go ruchem głowy. – Idziesz za mną. Trzymaj mój pasek.
[[Idź z nią->idź 2]]Liam posłusznie podreptał na czoło pochodu. Chwilę panowało poruszenie, a gdy wszyscy wreszcie znieruchomieli, nieznajoma chrząknęła i, tuląc kukiełkę do piersi, wolną ręką odgarnęła gałęzie. Posypały się białe kwiaty i czerwone owoce. Popłynęły z prądem strumyka, kiedy oni przekraczali granicę lasu.
[[Rozejrzyj się->rozejrzyj się]]Między pniami drzew, niczym czarna mgła, snuła się ciemność. Liam zadrżał na jej widok, spodziewając się, że lada chwila opary uniosą się i zakryją świat. Nic podobnego się nie stało. Grupa szła gęsiego za czarnowłosą przewodniczką, wchodząc coraz dalej w las. Korony drzew zgęstniały tak bardzo, że nie było widać nieba.
Szybko zapadła ciemność. Jedynym źródłem światła stała się farba pokrywająca skórę czarnowłosej kobiety. To w jej blasku drzewa rozstąpiły się i piechurzy weszli prosto w nieprzenikniony mrok.
- Liam, ty idziesz ze mną. Pozostali wiedzą, co robić – ogłosiła przewodniczka, nie zwalniając kroku.
Rybak potknął się, sądząc, że teraz wszyscy staną i zażądają powrotu na pola. Jednak oni zniknęli. Bezszelestnie rozeszli się w różne strony.
- Co teraz? – bąknął cicho.
- Teraz [[porozmawiamy z ogniem->rozmowa]].Ruszyli prosto przed siebie, a im dalej szli w polanę, tym wyraźniej widzieli drobne czerwone światełka pulsujące w próżni. Gdy podeszli dość blisko, Liam zrozumiał, że to owoce wiszące na gałęziach krzewu.
- Zorio. – Przewodniczka skłoniła głowę. Wtedy w głębi krzewu coś zalśniło mocniej. – Wyjdź, proszę.
Pomarańczowy blask zalał polanę. Liam osłonił oczy przed rażącym światłem i gorącem, które buchnęło wprost na nich. Gdy przyzwyczaił się już trochę do żaru bijącego z krzaka, nabrał odwagi, by zerknąć na to, co w nim siedziało.
Zobaczył wielkiego, czerwonego ptaka o piórach lśniących złociście. Długi ogon kładł się na ziemi, a tam, gdzie jej dotknął, wzniecał ogień. Z ciała sypały się iskry, lecz zamiast spaść w trawę, ulatywały lekko niczym pyłki kurzu. Kilka podleciało do Liama, a on ze strachem osłonił pierś dłońmi. Wtedy zorientował się, że jego koszula znów jest porwana, spodnie nadpalone, a skóra odsłonięta.
Przewodniczka również wyglądała inaczej. Zamiast w koszulę i kolorową spódnicę odziana była w mrok. Spływał z niej falującą masą, odsłaniając jedynie ręce i twarz. Błyskały w nim srebrne drobinki, niczym gwiazdy na czystym nocnym niebie. Gdy odwróciła się, by przedstawić Liama, jej świecąca bielą twarz przypominała księżyc w pełni.
[[Skomentuj to->skomentuj]]
[[Zachowaj milczenie->milcz 3]]Trochę szacunku, Czytelniku. [[Zachowaj milczenie->milcz 3]] w obliczu bóstwa.- To rybak imieniem Liam – rzekła przewodniczka, posyłając mężczyźnie krytyczne spojrzenie. – Twierdzi, że darowałaś mu życie.
Ptak wygiął długą szyję i zaterkotał melodyjnie. Liam nie zrozumiał z tego dźwięku zupełnie nic, jednak kobieta ze zdziwieniem uniosła brwi i odparła:
- Skoro tak twierdzisz.
Następnie uniosła kukiełkę, którą przyniosła ze sobą. Ptak napuszył pióra, a lalkę pochłonął ogień.
Liam rozdziawił usta. Na dłoniach czarnowłosej nie pozostał ślad kontaktu z płomieniami. Otrzepała je, jakby nigdy nic, i uśmiechnęła się na widok zadowolenia lśniącego ptaka, który znów powiedział coś zrozumiałego wyłącznie dla niej.
- Dobrze – odparła, po czym zwróciła się do Liama: – Podobno nosisz ciekawą historię. Opowiedz mi ją, proszę.
[[Opowiedz historię Liama->opowiedz]]Ta historia ma kilka części. Jeśli już ją znasz, możesz przejść [[dalej->dalej]]. Jeśli nie, co tutaj robisz? Skopij link i idź do części pierwszej "Króla i kata": https://bibliotekabemowo.pl/wp-content/uploads/2021/04/Krol-i-kat-poprawiony.htmlPtak słuchał uważnie, a gdy Liam umilkł, uronił złotą łzę.
– Romantyczna historia – skwitowała przewodniczka, zupełnie nie poruszona. – Mówiłeś dość zajmująco, myślę, że choćby z tego względu należy ci się wyjaśnienie tego, czego częścią stałeś się dziś przy miedzy.
Spojrzała na ptaka pytająco, jakby oczekując pozwolenia. Skłonił głowę, a ruch ten przywiódł Liamowi na myśl dawno nieżyjących królów.
– Doskonale. – Kobieta usiadła pod krzewem. Poklepała ziemię obok siebie, zapraszając Liama. – [[Historia pierwszego Żarptaka->historia]] jest bolesna i piękna. Myślę, że odnajdziesz w niej cząstkę tego, co utraciłeś, gdy tak pochopnie wyruszyłeś na poszukiwanie miłości.Żyła kiedyś dziewczyna o wielkim i gorącym sercu. Kochała cały świat – każdą roślinkę, każde zwierzę, każdego człowieka, a kochała miłością dziecięcą, bezinteresowną i czystą. Innej nie znała.
Aż nadszedł czas, by opuścić bezpieczny dom rodzinny. Wyszła więc i w świecie spotkała wielu wspaniałych ludzi, jeden zaś człowiek bardzo przypadł jej do gustu. Był to mężczyzna niepospolitej urody, a przynajmniej jej oczom taki się jawił. Od niego zapragnęła otrzymać to, co sama dawała. Spędziła więc u jego boku dość czasu, by zaproponował wymianę – serce za serce. Zgodziła się chętnie, gdyż właśnie na to czekała.
Wyjęli więc sobie z piersi serca, tętniące żarem skrytym pod warstwami czerwonej nici, jak w kłębku. Podali sobie serca z ręki do ręki, ona swoje od piersi odczepione, on swoje wciąż na nitce wiszące.
Dziewczyna podstępu nie zauważyła, wpatrzona bowiem była nie w dłoń i serce mężczyzny, lecz w oczy jego, w których widziała ciepło i miłość. Zamknęła w piersi jego serce, a on w swojej zamknął serce mu dane, po czym za czerwoną nitkę pociągnął, chcąc swoje odzyskać, z dziewczęcej piersi wyrwać. Zamierzył sobie, że dwa serca będzie miał, bo dwa przecież zawsze lepszą są, niż jedno, i powszechnie wiadomo, że szczęście i powodzenie przynoszą.
Lecz pierś pozostała zamknięta, a serce rozwinęło się, jak kłębek, z którego nić się wyciąga. W dłoni więc bezużyteczna czerwona nić została, a ukryty w sercu żar wysypał się dziewczynie w piersi i spalił ją tak, że nic prócz węgli z ciała nie zostało.
Popatrzył mężczyzna na kupkę popiołów i węgli, w uszach wciąż słysząc żałośny krzyk płonącego człowieka, i splunął na to, co z dziewczyny zostało. Potem odszedł niezadowolony i wściekły, że jedno tylko serce ma i wcale się wzbogacić nie zdołał.
– Oszukała mnie dziewczyna – mówił i światu złorzeczył.
Widzieli zaś postronni, jak z kupki popiołu i węgla wyszedł ptak, ledwie pisklę, i urósł szybko. Pióra miał jak płomienie, pomarańczowe i gorące, i nikt tego ptaka dotknąć nie mógł, tak jego ciało było gorące.
Nazwano go Żarptakiem i uprzejmie pożegnano, gdy dość miał sił, by odlecieć. A [[gdzie Żarptak poleci->tam]], tam ogień wznieca.Liam zamrugał. Dopiero teraz poczuł, że twarz ma mokrą od łez, a żar bijący z krzewu kaliny osłabł. Żarptak patrzył na niego ze smutkiem.
– Przykro mi – wychrypiał Liam głosem ciężkim od przełkniętych łez. – Naprawdę mi przykro. Oddam ci swoje serce, jeśli chcesz.
Żarptak pokręcił głową, a przewodniczka wyjaśniła:
– Ona nie potrzebuje już serca. Cała jest żarem. Zachowaj je dla tej, którą szukasz. Mam nadzieję, że okażecie się godni swojej miłości. Chodź. – Wstała, dając znać, że ich czas na polanie dobiegł końca. – Odprowadzę cię [[tam->tam 2]], skąd łatwiej ci będzie wybrać drogę.Spotkanie z Żarptakiem tutaj się kończy. Historia Liama trwa. Kogo spotka następnym razem? Któż to wie…
KONIECLiam otworzył oczy na ciemnej polanie. Nad sobą widział niebo usiane gwiazdami i księżyc w pełni, choć z tego, co pamiętał, białej tarczy tam nie było, kiedy ostatni raz spoglądał w górę.
Wokół rozlegały się niespokojne szepty w języku, którego nie rozumiał. Rozejrzawszy się, zobaczył wyłącznie nieprzeniknioną ciemność. Głosy dochodziły zewsząd, a jemu zjeżyły się włosy na karku, a gęsia skórka pokryła odsłonięte ramiona. Koszula, cała w strzępach, wisiała na nim, podobna do wyschniętych wodorostów osiadłych na bladym kamieniu w kształcie człowieka.
[[Spytaj, kto jest z tobą na polanie->kto 2]]- Nikt – odparły głosy cichym chórem. Prawie im uwierzył. Brzmiały jak szum wiatru wśród drzew.
Wiatr nie mówi, ale Liam widział już dość, by pozwolić sobie na odrobinę wiary. Chrząknął, bo usta i gardło miał suche, po czym rzekł:
- Szukam Maeve. Czarnowłosej kobiety o bladej twarzy. Widziałem ją tutaj.
- Zjawiła się tu dawno temu – odparł szumiący chór.
- Jak dawno temu?
- Dwa wschody i zachody księżyca – wyszeptały głosy. – I jedno spopielone serce.
- To nie jest miara czasu – zauważył, siadając mimo sztywności w kończynach.
- Ból ma własne prawa i własne miary. Ruszaj, człowieku. Z każdym oddechem zbliżasz się do czarnowłosej kobiety.
Liamowi nie w smak było wkraczać w ciemność tak głęboką, że zdającą się pochłaniać dźwięki. Oświadczył więc:
- Bez światła zgubię drogę. Lepiej będzie, jeśli zostanę tu na noc.
Głosy roześmiały się, a on zdecydował, że mimo wszystko woli zgubić drogę, niż zostać tu z nimi dłużej. Usiadłszy, zauważył nikły blask sączący się z okolic swojego biodra. Wyciągnął z kieszeni kamień księżycowy, który dostał od czarownicy. Choć czarownice przecież nie istniały, a kobieta, która mu go wręczyła nie była staruszką. Pamiętał jej rumianą twarz i gładkie dłonie.
Uniósł kamień nad głowę. Choć malutki, dawał dość światła, by rozjaśnić kilka metrów wokół Liama i rybak mógł bez obaw ruszyć w drogę.
Szedł niezbyt długo, mimo to rozbolały go nogi, jakby pokonał wiele kilometrów. Już zamierzał zatrzymać się, by odpocząć, gdy nagle drzewa zostały w tyle, a on stanął na [[skraju lasu->skraj]].Przed nim rozpościerały się złote pola pszenicy, słońce wisiało wysoko. Noc zniknęła między drzewami. Gdy rybak spojrzał przez ramię, zobaczył mrok cofający się jak fala przyboju. Odetchnął z ulgą.
Wtedy znów usłyszał głosy. Mimo letniego ciepła gęsia skórka pokryła jego ramiona. Rozejrzał się, gotów spojrzeć w oczy istotom, które otaczały go na czarnej polanie, lecz zamiast zmor i upiorów zobaczył grupę ludzi idących wężykiem krawędzią miedzy. Czarnowłosa kobieta prowadziła, za nią szły inne, jasnowłose i rozgadane. Niosły kosze pełne jedzenia i polnych kwiatów. Za nimi podążali mężczyźni dźwigający gliniane dzbany wypełnione po same brzegi, kroczący żwawo, aż płyn ochlapywał im dłonie.
Liam nie rozpoznał noszonych przez nich strojów: białych koszul i kolorowych spódnic oraz workowatych spodni. Wyglądały odświętnie, choć obco.
Nieznajomi dostrzegli rybaka i zwolnili, a uśmiechy spełzły z ich twarzy. Kobieta idąca na czele wstrzymała pochód.
[[Przywitaj się->przywitaj się]]
[[Milcz->milcz]]