Liam [[miał->miał]] kamień księżycowy czy [[nie miał->nie miał]]?Czy Liam [[zerwał->zerwał]] ogniste owoce czy [[nie->nie zerwał]]?Czy Liam [[zerwał->zerwał]] ogniste owoce czy [[nie->nie zerwał 3]]?Liam siedział w domu Wody. Spodziewał się, że oczekiwanie na „to, co ma się wydarzyć”, będzie znacznie trudniejsze. Tymczasem nie doskwierała mu nuda, przeciwnie – z wielkim zainteresowaniem oglądał przedmioty zgromadzone przez właścicielkę domostwa.
Obracał w dłoniach mleczny kamień księżycowy. Za dnia prawie nie było widać bijącego z niego blasku, dlatego zamiast wpatrywać się w gładki kawałek kruszcu , Liam wodził wzrokiem po pomieszczeniu. Na miejsce odpoczynku wybrał kuchnię, w niej czuł się najbezpieczniej. To tu , przy wspólnych posiłkach, ludzie dzielili się swoim czasem i już sama świadomość tego faktu sprawiała, że rybakowi robiło się przyjemnie ciepło.
[[Obejrzyj kuchnię->obejrzyj kuchnię]]Liam siedział w domu Wody. Spodziewał się, że oczekiwanie na „to, co ma się wydarzyć”, będzie znacznie trudniejsze. Tymczasem nie doskwierała mu nuda, przeciwnie – z wielkim zainteresowaniem oglądał przedmioty zgromadzone przez właścicielkę domostwa.
Obracał w dłoniach mleczny kamień księżycowy. Za dnia prawie nie było widać bijącego z niego blasku, dlatego zamiast wpatrywać się w gładki kawałek kruszcu , Liam wodził wzrokiem po pomieszczeniu. Na miejsce odpoczynku wybrał kuchnię, w niej czuł się najbezpieczniej. To tu , przy wspólnych posiłkach, ludzie dzielili się swoim czasem i już sama świadomość tego faktu sprawiała, że rybakowi robiło się przyjemnie ciepło.
[[Obejrzyj kuchnię->obejrzyj kuchnię 2]]Pierwszym, co zauważył Liam, wszedłszy do domu Wody, to dziwna dysproporcja między pomieszczeniami: kuchnia była największa i zajmowała centralne miejsce w budynku, natomiast pokój dzienny stanowił ledwie trzecią część pozostałej przestrzeni, razem z sypialnią i czymś, co rybak początkowo uznał za składzik, a co następnie przemianował na pracownię Wody – to tutaj przygotowywała słomiane lalki, identyczne jak ta, którą dala Żarptakowi na spopielenie. Toalety nie znalazł w domu, lecz w budce na zewnątrz. Zdziwiło go to, ponieważ wychodki znał wyłącznie z książek, które zdarzyło mu się czytać.
Zwiedziwszy dom, zasiadł w kuchni i [[rozejrzał się->rozejrzał się]] po niej uważnie.Przez okno nad stołem wpadały promienie słońca. Oświetlały drewnianą podłogę, której wypolerowane deski skrzypiały przy każdym kroku, oraz malutki, zużyty dywanik leżący przed progiem, dawniej z pewnością bardzo kolorowy. Wypłowiał bardziej z jednej strony, jakby Woda stawiała na niego krok zawsze w tym samym miejscu.
Z belek pod sufitem zwisały kępy schnącego chmielu, srebrne ozdóbki, łańcuchy koralików, a nad kuchnią również kilka glinianych kubków zawieszonych za pięknie wygięte ucha.
Na bielonych ścianach wisiały pojedyncze półeczki pełne bibelotów, okrągłe dziergane serwety, kwadratowe haftowane chusty z frędzlami na brzegach, obrazki różnych wielkości, zasuszone bukiety kwiatów i ziół, naczynia oraz drewniane sztućce. W kilku miejscach niebieską farbą namalowano fantazyjne wzory, które po dokładniejszym obejrzeniu okazywały się ilustracjami – przedstawiały historię Żarptaka oraz wielkiego węża latającego między chmurami. Liam nie oglądał ich jednak zbyt uważnie. Nad wejściem wisiał srebrny krowi dzwonek przywiązany do gwoździa czerwoną wstążką. To w niego wpatrywał się Liam, gdy w progu stanęła [[Woda->woda]].– To na czarownice – wyjaśniła, wchodząc do kuchni. – I na wrogów.
– Jak to?
– Gwóźdź nad progiem będzie ich gniótł tak bardzo, że prędko wyjdą z mojego domu. Taki sam wbiłam nad drzwiami wejściowymi. Ten jest na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że jeden to za mało.
Liam kiwnął głową, przyjmując te nowiny bez zdziwienia. Podejrzewał, że czerwona wstążka na płocie również ma jakieś magiczne zastosowanie, w które wierzy przesądna Woda.
– Czy to już? – spytał. – Powiesz mi, gdzie powinienem iść, żeby znaleźć Maeve?
– Gdzie iść, tak. Co zrobić, nie – ołożyła przed nim czarny kamień, jeden z tych, które wystawiała na sprzedaż na swoim straganie. – Kto inny ci powie. Zanieś ten kamień pod samotne drzewo na łące przy strumieniu. Wskażę ci drogę. Pod tym drzewem rozpal ognisko, ale tak, żeby widać je było z nieba. Nie rozniecaj go pod konarami. Rozumiesz?
Przytaknął, a ona uśmiechnęła się z zadowoleniem i dodała:
– Gdy już rozpalisz ognisko, wyciągnij z płomieni rozżarzony patyk i czerwony koniec włóż w kamień.
– Włóż w kamień? – prychnął Liam, rozbawiony absurdalnością tego polecenie.
– Tak. Idź już. [[Zmrok zapada->zmrok zapada]].Rzeczywiście, słońce już zaszło i nad wioską powoli zalegała ciemność.
Liam poszedł w kierunku wskazanym przez Wodę. Znalazł samotne drzewo nad strumieniem. Zanim rozniecił ogień, zapadła noc. Gwiazdy błyszczały na bezchmurnym niebie, księżyca nie było widać. Pewnie wisiał nad mroczną polaną zamieszkałą przez magiczne stworzenia i obserwował krzew Kaliny, mając nadzieję na dostrzeżenie jego mieszkanki. Ale Żarptak ukrywał się głęboko między gałęziami. Nie to, co ognisko Liama, jasno świecące tuż za granicą wyznaczoną konarami drzewa.
Noc okazała się chłodniejsza, niż rybak się spodziewał, dlatego siedzenie blisko ognia sprawiało mu niemałą przyjemność. Kiedy uznał, że żaru jest już dość dużo, wyciągnął z ogniska patyk i zgodnie z instrukcjami Wody… włożył go w czarny kamień. Czerwona, gorąca końcówka drewna weszła w skałkę jak w masło.
Wtedy rozległ się ogłuszający świst, podmuch wiatru zgasił ognisko i zmiótł żar do strumienia, a patyk chrupnął w rękach ogłuszonego Liama, gdy ten zakrywał głowę, kuląc się wśród traw przed niespodziewaną wichurą.
Gdy wszystko się uspokoiło, tak szybko, jak się zaczęło, przestraszony rybak [[podniósł wzrok->podniósł wzrok]].Przed nim leżał wąż, największy, jakiego Liam mógł sobie wyobrazić. Długością dorównywał drodze przechodzącej przez wieś. Łeb miał wielki jak stragan Wody, a oczy czarne i lśniące jak kamień, z którego wciąż sterczał kawałek patyka.
Zszokowany rybak zaniemówił.
– Czego chcesz, człowieku? – gruchnął gad, ledwie otwierając paszczę.
Liam gapił się na stwora w niemym zdumieniu. Chciał odpowiedzieć, jednak słowa ani nie pojawiały się w jego głowie, ani tym bardziej nie wychodziły z jego ust.
Gad westchnął i przeciągnął się, co w jego wykonaniu wyglądało co najmniej dziwnie. Następnie mrugnął leniwie i rzekł:
– Domyślam się, że szukasz drogi. Tylko beznadziejnie zagubieni wzywają mnie na ziemię. Szkoda tylko, że tak gwałtownie. – Uniósł łeb i rozejrzawszy się, dodał ze zdziwieniem: – Wody nie ma z tobą? Nigdy nie pozwalała ludziom na taką samowolę.
– Jestem tu z jej polecenia – wydusił wreszcie Liam, gotów odeprzeć zarzut o samowoli. – Miałem… miałem tylko wsadzić patyk w kamień. Nie mówiła, że coś… że pojawisz… się.
Wąż zachichotał, a brzmiało to jak dalekie grzmoty nadchodzącej burzy.
– Przekaż jej, że nie mogę ci pomóc, dopóki pozostajesz niekompletny – wyburczał gad. – Musisz odzyskać ten fragment siebie, który utraciłeś… – Powęszył chwilę. – …przechodząc przez Złoty Mur. Wciąż unosi się wokół ciebie jego zapach, choć już zwietrzały. Niech Woda przygotuje ci kąpiel z czarciego żebra i ognistych owoców.
– Słucham? – Liam nie dowierzał własnym uszom.
– Nie słuchaj, tylko [[rób->rób]].Liam przekazał Wodzie polecenie węża. Nie zdziwiło jej. Wniosła balię do swojej pracowni, napełniła ją do połowy gorącą wodą, a następnie dolała aromatycznego wywaru z ziela, o którym mówił gad. Potem poleciła:
– Zanim rozpoczniesz kąpiel, dorzuć ognistych owoców. Gdy woda wystygnie, wyjdź i zawołaj mnie. Razem pójdziemy do żmija.
– Do kogo? – bąknął skołowany Liam.
– Do żmija. Węża, który polecił ci kąpiel oczyszczającą – wyjaśniła i wyszła, nie czekając na jego odpowiedź.
Liam wrzucił więc owoce do kąpieli. Woda natychmiast zabulgotała, zapachniało burzą, a owoce rozpuściły się z sykiem nieprzyjemnie przypominającym syczenie zdenerwowanego węża lub rozgniewanych płomieni. Pomieszczenie wypełniła gęsta para. Rybak odetchnął, bo dzięki niej nie czuł spojrzeń niedokończonych lalek wiszących na ścianach i zalegających na podłodze oraz blacie pod oknem.
Rozebrawszy się, z wahaniem [[zanurzył->zanurzył]] jedną nogę w gorącej wodzie.Następnym, co pamiętał, był dotyk czyichś dłoni na szczęce i chłodnej wody obmywającej szyję. Powieki miał zbyt ciężkie, żeby sprawdzić, kto trzyma jego głowę nad powierzchnią.
Gdzieś w oddali, jednak wyraźnie, rozległ się głos Maeve:
– Jak to: nie ma. Kto w takim razie wysłał życzenie?
Wtedy Liam [[otworzył oczy->otworzył oczy]].Leżał w balii pełnej wody, która zdążyła już wystygnąć. Za oknem wciąż trwała noc. Żmij pewnie nadal czekał, więc Liam wyszedł z kąpieli, narzucił ubranie na mokre ciało i na miękkich nogach wyszedł z pracowni.
Wodę zastał w kuchni. Piła coś ciepłego, patrząc przez okno w mrok. W pomieszczeniu panowała ciemność, dlatego przez szybę widać było złocistą łunę sunącą po niebie nad horyzontem.
– Co to? – zagadnął, opadając na krzesło obok kobiety.
– Kalina – odparła cicho. – Znów wędruje.
– Wróci?
– Mam nadzieję, że tak. – Woda odstawiła kubek i wstała. – [[Chodźmy->chodźmy]], żmij czeka.Żmij rzeczywiście czekał. Zwinął się w kłębek wielkości drzewa, przy którym leżał i wyglądał, jakby spał. Jego ciało lśniło gwiazdami odbijającymi się w czarnych, szklistych łuskach.
Gdy podeszli, otworzył oczy.
– Teraz mogę zabrać cię tam, gdzie powinieneś się znaleźć – ogłosił z zadowoleniem, ledwie do jego nozdrzy doleciał zapach Liama. – [[Wejdź->wejdź]] na mój grzbiet.– Do zobaczenia później, Wodo – rzekł żmij na pożegnanie. – Wrócę o świcie.
I [[wzbił się->wzbił się]] w powietrze tak gładko, jakby ślizgał się po śniegu.Liam zamknął oczy na samym początku lotu i nie otworzył ich aż do chwili, w której żmij zanurkował, a jemu żołądek podszedł do gardła.
Chwilę później gad przemówił:
– Jesteśmy na miejscu, [[otwórz oczy->otwórz oczy]].Liam patrzył na swój dom, nie rozumiejąc, dlaczego żmij zabrał go właśnie w to miejsce. Przecież tutaj Maeve nie było. Odszedł właśnie stąd po to, by ją odnaleźć. Czując, że spotkała go straszliwa niesprawiedliwość, wybuchnął:
– Przecież to mój dom, nie tutaj powinienem się znaleźć!
– Tutaj i nigdzie indziej – odparł żmij spokojnie. – Zejdź ze mnie, chcę wrócić do swojego świata.
– Zabierz mnie tam, gdzie jest Maeve!
Żmij, zamiast odpowiedzieć, zadrżał w taki sposób, że Liam, kurczowo uczepiony jego ciała, zsunął się prosto na ścieżkę przed frontowymi drzwiami.
– Nie po to przeszedłem to wszystko, żeby wrócić do pustego domu! – krzyknął rybak. – Okłamaliście mnie, ty i ta twoja czarna Woda!
– Uważaj na słowa, chłopcze – wysyczał żmij. Ostrym językiem zatrzepotał tuż przed twarzą rybaka. – Tutaj powinieneś był się znaleźć i tutaj się znalazłeś. Nie oczekuję podziękowań. Zastanów się nad tym etapem swojej podróży.
– Podróż dobiegła końca, a ja niczego nie osiągnąłem!
– Czyżby?
Wąż ześliznął się prosto na podmuch morskiego wiatru i zniknął, wtopiwszy się w nocne niebo.
Liam przełknął ślinę. Oczy miał pełne łez. Chciał coś złamać, rozbić, roztrzaskać w drobny mak, jednak nie zdobył się na to. Zamiast niszczyć swój dobytek, [[wszedł do domu->wszedł do domu]].Powitał go Colm. Siedział w salonie, a usłyszawszy kroki przed domem, wstał, by przywitać przybyłego w sieni. Na widok Liama rozpłakał się głośno i rzucił przyjacielowi na szyję.
– Cały port cię szukał – wykrztusił przez łzy. – Wszystko przez tę twoją Maeve.
– Maeve? – Liam odsunął przyjaciela na długość ręki. – Jest tutaj?
– Wróciła do morza. Długo cię nie było. Powiedziała, że zajrzy tu jeszcze, za jakiś czas. Dłużej nie mogła zostać, zaczęła siwieć i marniała w oczach.
– Nie było mnie tylko klika dni.
Colm popatrzył na niego uważnie i rzekł cicho:
– Nie było cię prawie [[osiem lat->osiem lat]].W tym czasie wiele się zdarzyło w rodzinnym porcie Liama, jednak to historia na inny czas. Przygody Liama dobiegły końca. Prawdopodobnie.Pierwszym, co zauważył Liam, wszedłszy do domu Wody, to dziwna dysproporcja między pomieszczeniami: kuchnia była największa i zajmowała centralne miejsce w budynku, natomiast pokój dzienny stanowił ledwie trzecią część pozostałej przestrzeni, razem z sypialnią i czymś, co rybak początkowo uznał za składzik, a co następnie przemianował na pracownię Wody – to tutaj przygotowywała słomiane lalki, identyczne jak ta, którą dala Żarptakowi na spopielenie. Toalety nie znalazł w domu, lecz w budce na zewnątrz. Zdziwiło go to, ponieważ wychodki znał wyłącznie z książek, które zdarzyło mu się czytać.
Zwiedziwszy dom, zasiadł w kuchni i [[rozejrzał się->rozejrzał się 2]] po niej uważnie.Przez okno nad stołem wpadały promienie słońca. Oświetlały drewnianą podłogę, której wypolerowane deski skrzypiały przy każdym kroku, oraz malutki, zużyty dywanik leżący przed progiem, dawniej z pewnością bardzo kolorowy. Wypłowiał bardziej z jednej strony, jakby Woda stawiała na niego krok zawsze w tym samym miejscu.
Z belek pod sufitem zwisały kępy schnącego chmielu, srebrne ozdóbki, łańcuchy koralików, a nad kuchnią również kilka glinianych kubków zawieszonych za pięknie wygięte ucha.
Na bielonych ścianach wisiały pojedyncze półeczki pełne bibelotów, okrągłe dziergane serwety, kwadratowe haftowane chusty z frędzlami na brzegach, obrazki różnych wielkości, zasuszone bukiety kwiatów i ziół, naczynia oraz drewniane sztućce. W kilku miejscach niebieską farbą namalowano fantazyjne wzory, które po dokładniejszym obejrzeniu okazywały się ilustracjami – przedstawiały historię Żarptaka oraz wielkiego węża latającego między chmurami. Liam nie oglądał ich jednak zbyt uważnie. Nad wejściem wisiał srebrny krowi dzwonek przywiązany do gwoździa czerwoną wstążką. To w niego wpatrywał się Liam, gdy w progu stanęła [[Woda->woda2]].– To na czarownice – wyjaśniła, wchodząc do kuchni. – I na wrogów.
– Jak to?
– Gwóźdź nad progiem będzie ich gniótł tak bardzo, że prędko wyjdą z mojego domu. Taki sam wbiłam nad drzwiami wejściowymi. Ten jest na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że jeden to za mało.
Liam kiwnął głową, przyjmując te nowiny bez zdziwienia. Podejrzewał, że czerwona wstążka na płocie również ma jakieś magiczne zastosowanie, w które wierzy przesądna Woda.
– Czy to już? – spytał. – Powiesz mi, gdzie powinienem iść, żeby znaleźć Maeve?
– Gdzie iść, tak. Co zrobić, nie – ołożyła przed nim czarny kamień, jeden z tych, które wystawiała na sprzedaż na swoim straganie. – Kto inny ci powie. Zanieś ten kamień pod samotne drzewo na łące przy strumieniu. Wskażę ci drogę. Pod tym drzewem rozpal ognisko, ale tak, żeby widać je było z nieba. Nie rozniecaj go pod konarami. Rozumiesz?
Przytaknął, a ona uśmiechnęła się z zadowoleniem i dodała:
– Gdy już rozpalisz ognisko, wyciągnij z płomieni rozżarzony patyk i czerwony koniec włóż w kamień.
– Włóż w kamień? – prychnął Liam, rozbawiony absurdalnością tego polecenie.
– Tak. Idź już. [[Zmrok zapada->zmrok zapada 2]].Rzeczywiście, słońce już zaszło i nad wioską powoli zalegała ciemność.
Liam poszedł w kierunku wskazanym przez Wodę. Znalazł samotne drzewo nad strumieniem. Zanim rozniecił ogień, zapadła noc. Gwiazdy błyszczały na bezchmurnym niebie, księżyca nie było widać. Pewnie wisiał nad mroczną polaną zamieszkałą przez magiczne stworzenia i obserwował krzew Kaliny, mając nadzieję na dostrzeżenie jego mieszkanki. Ale Żarptak ukrywał się głęboko między gałęziami. Nie to, co ognisko Liama, jasno świecące tuż za granicą wyznaczoną konarami drzewa.
Noc okazała się chłodniejsza, niż rybak się spodziewał, dlatego siedzenie blisko ognia sprawiało mu niemałą przyjemność. Kiedy uznał, że żaru jest już dość dużo, wyciągnął z ogniska patyk i zgodnie z instrukcjami Wody… włożył go w czarny kamień. Czerwona, gorąca końcówka drewna weszła w skałkę jak w masło.
Wtedy rozległ się ogłuszający świst, podmuch wiatru zgasił ognisko i zmiótł żar do strumienia, a patyk chrupnął w rękach ogłuszonego Liama, gdy ten zakrywał głowę, kuląc się wśród traw przed niespodziewaną wichurą.
Gdy wszystko się uspokoiło, tak szybko, jak się zaczęło, przestraszony rybak [[podniósł wzrok->podniósł wzrok 2]].Przed nim leżał wąż, największy, jakiego Liam mógł sobie wyobrazić. Długością dorównywał drodze przechodzącej przez wieś. Łeb miał wielki jak stragan Wody, a oczy czarne i lśniące jak kamień, z którego wciąż sterczał kawałek patyka.
Zszokowany rybak zaniemówił.
– Czego chcesz, człowieku? – gruchnął gad, ledwie otwierając paszczę.
Liam gapił się na stwora w niemym zdumieniu. Chciał odpowiedzieć, jednak słowa ani nie pojawiały się w jego głowie, ani tym bardziej nie wychodziły z jego ust.
Gad westchnął i przeciągnął się, co w jego wykonaniu wyglądało co najmniej dziwnie. Następnie mrugnął leniwie i rzekł:
– Domyślam się, że szukasz drogi. Tylko beznadziejnie zagubieni wzywają mnie na ziemię. Szkoda tylko, że tak gwałtownie. – Uniósł łeb i rozejrzawszy się, dodał ze zdziwieniem: – Wody nie ma z tobą? Nigdy nie pozwalała ludziom na taką samowolę.
– Jestem tu z jej polecenia – wydusił wreszcie Liam, gotów odeprzeć zarzut o samowoli. – Miałem… miałem tylko wsadzić patyk w kamień. Nie mówiła, że coś… że pojawisz… się.
Wąż zachichotał, a brzmiało to jak dalekie grzmoty nadchodzącej burzy.
– Przekaż jej, że nie mogę ci pomóc, dopóki pozostajesz niekompletny – wyburczał gad. – Musisz odzyskać ten fragment siebie, który utraciłeś… – Powęszył chwilę. – …przechodząc przez Złoty Mur. Wciąż unosi się wokół ciebie jego zapach, choć już zwietrzały. Niech Woda przygotuje ci kąpiel z czarciego żebra i ognistych owoców.
– Słucham? – Liam nie dowierzał własnym uszom.
– Nie słuchaj, tylko [[rób->rób2]].Liam przekazał Wodzie polecenie węża. Nie zdziwiło jej. Wniosła balię do swojej pracowni, napełniła ją do połowy gorącą wodą, a następnie dolała aromatycznego wywaru z ziela, o którym mówił gad. Potem poleciła:
– Zanim rozpoczniesz kąpiel, wrzuć kamień księżycowy. Gdy woda wystygnie, wyjdź i zawołaj mnie. Razem pójdziemy do żmija.
– Do kogo? – bąknął skołowany Liam.
– Do żmija. Węża, który polecił ci kąpiel oczyszczającą – wyjaśniła i wyszła, nie czekając na jego odpowiedź.
Liam wrzucił więc kamień do kąpieli. Woda natychmiast zabulgotała, zapachniało mrozem, a woda zmatowiała z sykiem nieprzyjemnie przypominającym syczenie zdenerwowanego węża. Pomieszczenie wypełniła gęsta, lodowata para. Rybak odetchnął, bo dzięki niej nie czuł spojrzeń niedokończonych lalek wiszących na ścianach i zalegających na podłodze oraz blacie pod oknem.
Rozebrawszy się, z wahaniem [[zanurzył->zanurzył2]] jedną nogę w szybko stygnącej wodzie.Następnym, co pamiętał, był dotyk czyichś dłoni na szczęce i chłodnej wody obmywającej szyję. Powieki miał zbyt ciężkie, żeby sprawdzić, kto trzyma jego głowę nad powierzchnią.
Gdzieś w oddali, jednak wyraźnie, rozległ się głos Maeve:
– Jak to: nie ma. Kto w takim razie wysłał życzenie?
Wtedy Liam [[otworzył oczy->otworzył oczy 2]].Leżał w balii pełnej wody, która dawno wystygła. Za oknem wciąż trwała noc. Żmij pewnie nadal czekał, więc Liam wyszedł z kąpieli, narzucił ubranie na mokre ciało i na miękkich nogach wyszedł z pracowni.
Wodę zastał w kuchni. Piła coś ciepłego, patrząc przez okno w mrok. W pomieszczeniu panowała ciemność, dlatego przez szybę widać było złocistą łunę sunącą po niebie nad horyzontem.
– Co to? – zagadnął, opadając na krzesło obok kobiety.
– Kalina – odparła cicho. – Znów wędruje.
– Wróci?
– Mam nadzieję, że tak. – Woda odstawiła kubek i wstała. – [[Chodźmy->chodźmy2]], żmij czeka.Żmij rzeczywiście czekał. Zwinął się w kłębek wielkości drzewa, przy którym leżał i wyglądał, jakby spał. Jego ciało lśniło gwiazdami odbijającymi się w czarnych, szklistych łuskach.
Gdy podeszli, otworzył oczy.
– Teraz mogę zabrać cię tam, gdzie powinieneś się znaleźć – ogłosił z zadowoleniem, ledwie do jego nozdrzy doleciał zapach Liama. – [[Wejdź->wejdź2]] na mój grzbiet.– Do zobaczenia później, Wodo – rzekł żmij na pożegnanie. – Wrócę o świcie.
I [[wzbił się->wzbił się 2]] w powietrze tak gładko, jakby ślizgał się po śniegu.Liam zamknął oczy na samym początku lotu i nie otworzył ich aż do chwili, w której żmij zanurkował, a jemu żołądek podszedł do gardła.
Chwilę później gad przemówił:
– Jesteśmy na miejscu, [[otwórz oczy->otwórz oczy 2]].Liam patrzył na swój dom, nie rozumiejąc, dlaczego żmij zabrał go właśnie w to miejsce. Przecież tutaj Maeve nie było. Odszedł właśnie stąd po to, by ją odnaleźć. Czując, że spotkała go straszliwa niesprawiedliwość, wybuchnął:
– Przecież to mój dom, nie tutaj powinienem się znaleźć!
– Tutaj i nigdzie indziej – odparł żmij spokojnie. – Zejdź ze mnie, chcę wrócić do swojego świata.
– Zabierz mnie tam, gdzie jest Maeve!
Żmij, zamiast odpowiedzieć, zadrżał w taki sposób, że Liam, kurczowo uczepiony jego ciała, zsunął się prosto na ścieżkę przed frontowymi drzwiami.
– Nie po to przeszedłem to wszystko, żeby wrócić do pustego domu! – krzyknął rybak. – Okłamaliście mnie, ty i ta twoja czarna Woda!
– Uważaj na słowa, chłopcze – wysyczał żmij. Ostrym językiem zatrzepotał tuż przed twarzą rybaka. – Tutaj powinieneś był się znaleźć i tutaj się znalazłeś. Nie oczekuję podziękowań. Zastanów się nad tym etapem swojej podróży.
– Podróż dobiegła końca, a ja niczego nie osiągnąłem!
– Czyżby?
Wąż ześliznął się prosto na podmuch morskiego wiatru i zniknął, wtopiwszy się w nocne niebo.
Liam przełknął ślinę. Oczy miał pełne łez. Chciał coś złamać, rozbić, roztrzaskać w drobny mak, jednak nie zdobył się na to. Zamiast niszczyć swój dobytek, [[wszedł do domu->wszedł do domu 2]].Powitał go Colm. Siedział w salonie, a usłyszawszy kroki przed domem, wstał, by przywitać przybyłego w sieni. Na widok Liama rozpłakał się głośno i rzucił przyjacielowi na szyję.
– Cały port cię szukał – wykrztusił przez łzy. – Wszystko przez tę twoją Maeve.
– Maeve? – Liam odsunął przyjaciela na długość ręki. – Jest tutaj?
– Wróciła do morza. Długo cię nie było. Powiedziała, że zajrzy tu jeszcze, za jakiś czas. Dłużej nie mogła zostać, zaczęła siwieć i marniała w oczach.
– Nie było mnie tylko klika dni.
Colm popatrzył na niego uważnie i rzekł cicho:
– Nie było cię prawie [[osiem lat->osiem lat 2]].W tym czasie wiele się zdarzyło w rodzinnym porcie Liama, jednak to historia na inny czas. Przygody Liama dobiegły końca. Prawdopodobnie.Ta ścieżka historii Liama skończyła się w poprzedniej części. Jeśli chcesz, możesz dołączyć do jednej z pozostałych: [[tutaj->miał]].